Sunday 26 September 2010

Wielkie Kapanie

Straszliwa burza przeszła nad Regionem Martwych Skał w czasach, gdy nikt ich jeszcze tak nie nazywał, bo nikogo nie było. Burza trwała wiele tygodni, w ciągu których noc była właściwie nieodróżnialna od dnia. Nocą ciemności raz po raz znikały pod naporem pajęczyny błyskawic, a za dnia światło słońca z trudem przebijało się poprzez grubą warstwę chmur, czarnych jak smoła. Szalejący wiatr podrywał wysoko w powietrze potężne ilości pyłu, który po chwili mieszał się z ulewą pędzącą w dół jak tysiąc wodospadów. Nieustający grzmot piorunów, ryk podmuchów, huk deszczu i zwały błota wirujące dziesiątki metrów nad ziemią długo królowały w Regionie Martwych Skał. Mogłoby się zdawać, że burza nigdy nie ustanie i aż do końca tego świata woda, ziemia i powietrze będą złączone w potwornym uścisku. Jednak po wielu tygodniach siły natury zaczęły słabnąć. Najpierw skończyła się ulewa. Tylko potężna wichura mieszała jeszcze niebo z piachem. Potem i ona zamarła, pył opadł. Ciszę zakłócał jedynie szum potoków spływających pośród skał i kamieni, wyrwanych skałom podczas burzy. Później także potoki stawały się mniejsze i mniejsze, aż zanikły zupełnie. W niektórych szczelinach płynęły jeszcze cienkie strużki, ale najciekawsze były te miejsca, w których woda kapała, z wolna tworząc kałuże. Ogrzewane promieniami słońca, zasilane kropla po kropli, przekształcały się w ciepłe i przytulne przystanie dla wszelkich organicznych odłamków, które powstały w wyniku wielu tygodni szaleńczego tańca żywiołów.

Takich kałuż były prawdopodobnie miliony i możliwe, że w wielu z nich działy się rzeczy bardzo do siebie podobne, ale nie to jest istotne dla niniejszej opowieści. Ważne, że w jednej z kałuż, a właściwie tylko na niewyobrażalnie małym obszarze jednej z nich, powstało coś, co zaczęło ewoluować. Proste przejawy tego czegoś organizowały się w coraz bardziej złożone struktury i przystosowywały się na różne sposoby do warunków, które oferowało otoczenie. Proces ten trwał niezwykle długo, jeśli wziąć pod uwagę skalę odpowiednią dla kałuż i ich przeciętny czas istnienia. W każdym razie, ukoronowaniem tegoż procesu było pojawienie się istot szczególnych, które od tej chwili, dla uproszczenia, będziemy nazywać Kałużanami. Kałużanie zaczęli swój triumfalny pochód przez czas od wytwarzania niezbyt skomplikowanych narzędzi, ułatwiających eksterminację innych przedstawicieli fauny i flory, w tym również innych Kałużan. Dzięki temu, poprzez kolejne epoki, odmierzane Wielkim Kapaniem, najzdolniejsze plemiona niosły krwawe ostrze postępu, udoskonalając wspomniane narzędzia, budując swoje osady na ruinach osad i mnożąc się bez opamiętania. Spośród wielu skutków ubocznych bezlitosnego wykorzystywania przewagi nad resztą żywego otoczenia (czyli tzw. rozwoju cywilizacji), chyba najciekawszym skutkiem było to, że Kałużanie zaczęli zastanawiać się nad naturą i celowością Kałuży.

Historia myśli i cywilizacji kałużańskiej jest bardzo pouczająca, także poprzez fakt, iż zatoczyła ona wielkie i bezsensowne koło. Najpierw, nie posiadając odpowiednich metod badawczych, Kałużanie założyli, że musi istnieć Stwórca, który dał początek wszystkiemu, Ktoś, kto decyduje o losach kałużańskiego wszechświata i nadaje mu sens. Założenie takie oczywiście wykluwało się przez wieki, a jego źródła przykryła mgła niepewności, z której wyłoniły się księgi opisujące relacje między Stwórcą Kałuży i jej mieszkańcami. Początkowo, w miarę odsłaniania kolejnych tajemnic kałużańskiej rzeczywistości, przekonanie o istnieniu Wielkiego Projektanta wzrastało – jakże bowiem inaczej wyjaśnić doskonałość i niezawodność praw natury, jak wytłumaczyć wspaniałość Kałuży? Później jednak pojawiały się następne naukowe rewelacje, które szerzyły zwątpienie w sercach Kałużan i frustrację wśród przedstawicieli licznych kościołów. Jednym z najbardziej wyrafinowanych osiągnięć kałużańskich badaczy była bez wątpienia teoria, przy pomocy której próbowano wyjaśnić powstanie Kałuży i przewidzieć jej przyszłość. Teoria - raz po raz potwierdzana obserwacjami - zakładała, że Kałuża została zapoczątkowana przez Wielką Kroplę i od tamtej pory rozszerza się, podlegając działaniu tajemniczej energii, nazywanej przez naukowców Wielkim Kapaniem. Konsekwencją teorii było stwierdzenie, iż równowaga wszelkich elementów w Kałuży musi wynikać z początkowego układu sił w Wielkiej Kropli oraz z praw determinowanych przez Wielkie Kapanie. Pojawiły się spekulacje, że Stwórca nie jest już potrzebny do wyjaśnienia początków i dalszych losów Kałuży, jest ona bowiem wynikiem przypadku oraz – że mogą istnieć inne Kałuże, w których panują inne warunki i – być może – rozwijają się inne cywilizacje.

Jakkolwiek bliscy prawdy nie byliby kałużańscy naukowcy, musieli stawić czoła krytyce ze strony gorliwych wyznawców religii, opierających się na prastarych księgach. Przedstawiciele kościołów zadali szereg pytań, które przez kolejne wieki określano mianem Kanonu Podważającego Inteligencję Naukowych Autorytetów. Po pierwsze, pytali wierni, skąd się wzięła Wielka Kropla? Po drugie, nawet, jeśli założyć, że Wielka Kropla mogła spaść z jakiejś innej, niewyobrażalnej rzeczywistości, to jak wytłumaczyć fakt, że spadła akurat w to miejsce, gdzie teraz znajduje się nasza Kałuża? I dlaczego spadła właśnie tak, że Kałuża mogła się w ogóle utworzyć? A także - dlaczego Wielkie Kapanie zachodzi dokładnie w taki sposób, który pozwala na trwanie Kałuży? Przecież gdyby warunki Kapania były odrobinę inne, nasza cywilizacja nie mogłaby powstać! Czy to nie świadczy o istnieniu Wielkiego Projektanta?

Mimo usilnych starań, trwających całą epokę, kałużańscy badacze nie byli w stanie udzielić na te pytania dobrych odpowiedzi i stracili uznanie. Duża część społeczeństwa Kałużan, znużona brakiem naukowych wyjaśnień, powróciła do pierwotnego założenia o istnieniu Stwórcy. Znaczenie kościołów wzrosło w stopniu do tej pory niespotykanym. Pogląd o tym, że nowoczesna nauka i jej osiągnięcia są dziełem Szatana, zaczął się szybko rozprzestrzeniać w świecie ginącej przyrody i kurczących się zasobów naturalnych. Po rozprawieniu się z niewiernymi, których zresztą i tak nie było już zbyt wielu, kościoły skoczyły sobie wzajemnie do gardeł. Poprzez kolejne epoki, odmierzane Wielkim Kapaniem, przedstawiciele poszczególnych wyznań nieśli krwawe ostrze wiary, dopóty, dopóki z cywilizacji Kałużan nie pozostało zaledwie kilka plemiennych osad, których mieszkańcy nie wchodzili już sobie w drogę i zajmowali się jedynie wytwarzaniem niezbyt skomplikowanych narzędzi.

Możliwe, że historia Kałużan mogłaby znowu wskoczyć na tory rozwoju. Może pamięć popełnionych błędów przetrwałaby jakoś w zbiorowej świadomości i zapobiegłoby to ich powtórzeniu? Nie dowiemy się tego nigdy. Wielkie Kapanie ustało i kałuża wyschła, a wraz z nią wyparowali Kałużanie i ich kościoły.

Czy to wszystko ma jakiś sens? Nie. Nie ma.

Straszliwa burza przeszła nad Regionem Martwych Skał w czasach, gdy nikt ich jeszcze tak nie nazywał, bo nikogo nie było. Burza trwała wiele tygodni, w ciągu których noc była właściwie nieodróżnialna od dnia...